Dzisiaj będzie o tym, że link linkowi nie równy i o tym, że nie zawsze duża ilość przekierowań do nas oznacza, że nagle pojawiamy się wysoko w pozycjach Google. Dwa atrybuty potrafią zmienić znacząco działanie linka. To oczywiście początek tego, jak analizować linki, ale od czegoś trzeba zacząć. A więc zaczynamy.
Jak już pewnie wiecie z naszych poprzednich wpisów również zdobywanie linków. Linki czy też „sznurki” są jednym z najważniejszych spraw podczas pracy z SEO. Zakotwiczenie swojej witryny internetowej na innej jest po pierwsze oczywiście działaniem wzmacniającym, ale po drugie marketingowym, gdyż nie pozostaje to bez wpływu m.in. na naszą rozpoznawalność w sieci. Nie ma się jednak co oszukiwać, same linki to nie wszystko. Mają ogromny wpływ na pozycjonowanie, jednak czasem może ułożyć się tak, że pozyskujesz je w dużej ilości i mimo to nie otrzymujesz efektu.
Czemu tak się dzieje? Być może dodajesz swoje linki do stron z atrybutem „nofollow”, a co to znaczy? W dalszej części materiału dowiesz się, czym jest wspomniany atrybut i czym różni się od „zakotwiczeń” typu „dofollow”. Wspomnimy również o tym, że niektóre linki wcale nie muszą być dla nas dobre, ale wszystko po kolei.
To tak naprawdę najważniejsze linki dla osoby, która chce pozycjonować swoją witrynę. Użytkownik może szybko przenieść się na witrynę, a Google Boot widząc taki link pojmuje go tak samo jak człowiek i uważa, że jest to adres godny zaufania. Taki link przenosi część mocy witryny głównej na tą, do której link prowadzi. Najlepiej jest oczywiście, jeśli duża witryna np. portal o podobnej tematyce, kieruje do naszej np. wortal o domach kieruje do developera. Wtedy powiązanie branżowe + duża odwiedzalność witryny sprawia, że link z takiego źródła do nas jest bardzo wartościowy. Tego typu linki sprawiają, że wyższa i lepsza pozycja naszej witryny może jeszcze szybciej stać się faktem.
Od 20 marca 2020 roku informacja płynąca z takiego linku to po
prostu brak przekazywania mocny domenie linkowanej. Czyli posługując
się tym samym przykładem, publikując coś na blogu o aktualnych
ofertach budowania domów my jako deweloper nic nie zyskujemy poza
reklamą. Google Bot śledzi co prawda taki link, ale nie przynosi to
żadnego skutku. W takiej sytuacji wygląda to tak, jakby link w
ogóle nie istniał. Można powiedzieć w skrócie, że „dofollow”
to rodzaj ciepłej rekomendacji, a „nofollow” to swoisty kontakt
bez zobowiązań, jak machinalne kiwnięcie głową człowiekowi
mijanemu w drzwiach, Google tak to widzi.
Gdzie
wykorzystać „nofollow”? Warto tego typu zakotwiczenia
wykorzystywać w stronach, które są słabe i nie mają możliwości
wywierania pozytywnego wpływu na kondycję naszej witryny. Inaczej
mówiąc, warto korzystać z tego atrybutu w przypadku stron mogących
tylko pogorszyć naszą pozycję. Przykładem takich stron mogą być
fora, katalogi, wpisy gościnne.
Czy
one coś dają? Tak, z uwagi na fakt iż jest to sugestia, Google
może zaliczyć jako wartościową. Słowo klucz: może, ale wcale
nie musi. Dlatego tego typu linki nie są do końca lubiane z racji
tego, że nie znany jest ich efekt – czy zadziała czy też nie.
Oczywiście najłatwiej byłoby napisać, że tam, gdzie tak naprawdę kierujemy linki zewnętrzne np. do materiału lub strony zewnętrznej.
Ale to nie wszystko, oprócz tego aby nie dzielić mocy strony głównej na mniej ważne linki w obrębie witryny warto je również dodać do takich części jak np. logowanie, formularz kontaktowy, koszyk etc.
Dofollow zastosować zaś w elementach bardziej kardynalnych jak, np. blog, który dostarcza unikalnej, oryginalnej treści zarówno osobom odwiedzającym, jak i jest ważny dla robotów Google. Dobrze zaprojektowana kategoria z unikalnym opisem również będzie godna lina „dofollow”,